Mój syn to drań. Postawił mi ultimatum: albo wezmę dla niego kredyt na 100 tysięcy, albo go więcej nie zobaczę
Zawsze byłam dla mojego syna oparciem. Kiedy upadał, ja pomagałam mu wstać. Ale teraz, kiedy stanął przede mną z żądaniem, które miało zmienić wszystko, poczułam, że przekroczył granicę, której nie mogę zaakceptować… Czy matczyna miłość ma granice, które nie da się przekroczyć?
Postawił mi wybór: albo wezmę dla niego kredyt na 100 tysięcy, albo więcej mnie nie zobaczy. Zaszantażował mnie w najgorszy możliwy sposób… Zaczęła się walka, w której emocje sięgnęły zenitu…
Nie tego się spodziewałam od własnego syna
Od zawsze starałam się być dobrą matką. Moje życie kręciło się wokół dzieci – robiłam wszystko, żeby miały to, czego ja nie miałam. Syn zawsze był oczkiem w mojej głowie. Kiedy dorósł, pomagaliśmy mu z mężem, jak tylko mogliśmy. Kupiliśmy mu pierwszy samochód, dołożyliśmy do mieszkania, a nawet pokryliśmy koszty wesela. Wiedziałam, że czasy są trudne, i chciałam, żeby nie musiał przechodzić przez to, co ja przeżywałam na początku mojego dorosłego życia.
Ale teraz, po latach, kiedy przyszło nam rozmawiać o kolejnej „prośbie”, serce biło mi szybciej z niepokoju. Mój syn stanął przede mną i bez cienia wstydu oznajmił: „Musisz wziąć dla mnie kredyt na 100 tysięcy. Albo więcej mnie nie zobaczysz.”
Zaniemówiłam. Kredyt? Sto tysięcy? Na co? Zaczęłam zadawać pytania, ale jego twarz wyrażała złość, a nie prośbę o pomoc. Zaczął na mnie naciskać, tłumacząc, że potrzebuje pieniędzy na rozwój firmy, która, według jego słów, jest na skraju bankructwa. Ale gdy pytałam o szczegóły, uciekał od odpowiedzi. To było podejrzane.
Ultimatum, którego nie mogłam przyjąć
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. W głowie krążyły różne myśli. Jak on mógł mi to zrobić? Po tylu latach, w których wspierałam go bez żadnych warunków, teraz stawia mi ultimatum? Nie mogłam tego zrozumieć. Czułam się, jakbym została wykorzystana.
Mój mąż próbował mnie uspokoić, mówiąc, że nasz syn może po prostu jest zdesperowany. „Ale to nasz syn, nie możemy go odrzucić!” – powtarzał. Jednak ja wiedziałam, że coś jest nie tak. To nie była już prośba, to był szantaż.
Kłótnia, która zmieniła wszystko
Następnego dnia syn ponownie zjawił się w naszym domu. Tym razem już nie ukrywał swojego gniewu. Przyszedł z żądaniem natychmiastowego podjęcia decyzji. „Albo weźmiesz ten kredyt, albo zapomnij, że masz syna!” – krzyczał.
Z każdym jego słowem czułam, jak coś we mnie pęka. Zaczęłam podnosić głos, choć nigdy wcześniej się z nim nie kłóciłam. „Nie mogę tego zrobić!” – odparłam stanowczo. „To nie jest normalne, żebyś żądał ode mnie takich pieniędzy i groził mi, że zerwiesz ze mną kontakt!”
Syn rzucił wzrokiem na mnie i męża. „Zawiodłem się na was!” – powiedział z pogardą. „Jeśli nie chcecie mi pomóc, to jesteście nic niewarci!” Miałam ochotę mu odpowiedzieć, że to on nas zawiódł, ale nie mogłam znaleźć słów. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Byłam zszokowana i załamana. Czy naprawdę mogłabym go już nigdy nie zobaczyć?
Cała prawda o pieniądzach
Kilka dni później zadzwoniła do mnie jego żona. Głos miała pełen zmieszania i zakłopotania. „Muszę ci coś powiedzieć. Tomek ma poważne długi. Ale to nie są długi związane z firmą…” – zaczęła. Okazało się, że mój syn nie miał żadnego bankrutującego biznesu. On wplątał się w hazard. Przez lata ukrywał to przede mną, a kiedy sprawy zaczęły wymykać się spod kontroli, zaczął szantażować najbliższych. Kredyt, o który mnie prosił, miał pokryć jego długi u ludzi, którzy zaczęli mu grozić.
Czułam się zdradzona i upokorzona. Jak mogłam nie zauważyć, że coś jest nie tak? Jak mogłam wierzyć, że chodzi o firmę, skoro tak naprawdę mój syn prowadził podwójne życie?
Nie wiem, co będzie dalej. Mój syn zerwał z nami kontakt, ale teraz to ja nie wiem, czy kiedykolwiek chciałabym go znowu zobaczyć. Miałam nadzieję, że kiedyś się opamięta. Ale to, co odkryłam, pozostawiło we mnie głęboką ranę.