Mój mąż miał kochankę, ale tkwiłam przy nim dla dobra dzieci. Rzuciłam go, ale wrócił jak zbity pies i błagał o wybaczenie

Byłam gotowa poświęcić siebie dla dobra dzieci, choć wiedziałam, że mój mąż od dawna ma kogoś na boku. Udawałam, że nic się nie dzieje, trzymając rodzinę w całości… aż do momentu, kiedy dłużej nie mogłam tego znieść. Zdecydowałam, że czas to zakończyć…

Kilka miesięcy później pojawił się z powrotem – skruszony, jakby nic się nie stało. Myślałam, że jego błagania mnie nie ruszą, ale jego słowa sprawiły, że zaczęłam wątpić w wszystko, co zbudowałam po jego odejściu…

Życie w cieniu zdrady

Mój mąż, Paweł, był wzorem ojca i partnera – przynajmniej tak mi się wydawało. Nasze małżeństwo trwało już dziesięć lat, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze rysy. Częste „wyjazdy służbowe”, ciągle wyciszony telefon i zmęczenie, które tłumaczył pracą, powoli układały się w niepokojącą całość.

Zaczęłam szukać dowodów, choć w głębi duszy bałam się tego, co mogę znaleźć. W końcu trafiłam na wiadomości w jego telefonie. Rozmowy z Martą – jego koleżanką z pracy – nie pozostawiały wątpliwości. Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Ale zamiast konfrontacji, postanowiłam milczeć.

Milcząca ofiara dla dobra dzieci

Nie odważyłam się powiedzieć Pawłowi, że wiem. Bałam się, że rozwód zrujnuje dzieci – dwa małe skarby, które uważały swojego tatę za bohatera. Dla nich udawałam, że wszystko jest w porządku. Każde wspólne śniadanie, każde rodzinne wyjście stawało się dla mnie koszmarem. Każde „Kocham cię”, które słyszałam z jego ust, brzmiało jak kpina.

W końcu jednak coś we mnie pękło.

Decyzja, która zmieniła wszystko

Pewnego wieczoru Paweł po raz kolejny wrócił późno. Tym razem jednak nie zamierzałam siedzieć cicho. Zapytałam wprost: „Jak długo jeszcze będziesz mnie zdradzał?”. Nie zaprzeczył, nie tłumaczył się. Po prostu zamilkł, a ja zrozumiałam, że to koniec.

Nie było łatwo. Dzieci płakały, kiedy wyprowadzał swoje rzeczy. Mój świat, choć pełen bólu, zaczął nabierać nowego sensu. Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę. Życie w pojedynkę z dziećmi było trudne, ale przynajmniej prawdziwe.

Powrót „z bitej ścieżki”

Minęło sześć miesięcy, kiedy Paweł nagle pojawił się w drzwiach. Zdziwiona patrzyłam, jak stoi tam z bukietem kwiatów i skruszonym wyrazem twarzy. „Zrobiłem największy błąd w życiu”, powiedział, klękając przede mną. „Marta mnie zostawiła. Nie ma dnia, żebym nie myślał o tobie i dzieciach”.

Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Z jednej strony czułam satysfakcję, że karma do niego wróciła, z drugiej – byłam wściekła, że miał czelność wrócić, gdy jemu się nie powiodło.

Cała prawda wychodzi na jaw

Nie uwierzyłam w jego przemianę. Zadzwoniłam do Marty, by dowiedzieć się, co się stało. Okazało się, że to nie ona go zostawiła – to on zrujnował ich romans, oszukując ją w sprawach finansowych. Był zdesperowany, bo stracił wszystko.

Kiedy wróciłam do domu, Paweł nadal czekał na moją decyzję. Spojrzałam na niego i powiedziałam, że nasza historia skończyła się w momencie, gdy wybrał inną. Dzieci zawsze będą miały ojca, ale ja już nigdy nie będę jego żoną.

A wy, jak byście postąpili? Dali szansę mężowi czy zamknęli drzwi na zawsze? Dajcie znać w komentarzach!