Samotnie wychowuje córkę i ledwo zipię finansowo. To chyba widać, bo lokatorka sama z siebie chce płacić mi więcej

Samotne rodzicielstwo nie jest łatwe, zwłaszcza gdy brakuje pieniędzy na podstawowe wydatki. Bohaterka tej historii doskonale o tym wie, starając się zapewnić swojej córce choć namiastkę stabilności, mimo licznych wyrzeczeń. Kiedy wynajmuje pokój młodej kobiecie, liczy na dodatkowy zastrzyk gotówki. Ale sprawy zaczynają przybierać dziwny obrót, gdy nowa lokatorka nagle oferuje jej więcej, niż wynosi umowa…

Każdy dzień przynosi nowe pytania. Skąd u lokatorki nagła hojność? Co więcej, dziewczyna zachowuje się coraz bardziej dziwnie, pojawiają się tajemnicze telefony, wizyty w środku nocy, a nasza bohaterka zaczyna się zastanawiać, czy naprawdę wie, komu wynajęła swój pokój…

Samotnie wychowuję córkę. Gdy ojciec małej odszedł, życie postawiło mnie przed koniecznością zmierzenia się z rolą zarówno matki, jak i ojca. Od tamtej pory każdy dzień to walka o przetrwanie, o zapewnienie córce choć odrobiny stabilności. Ledwo starcza na podstawowe wydatki, a już na pewno nie na zachcianki. Dlatego, kiedy ogłosiłam wynajem jednego z pokoi, miałam nadzieję, że chociaż trochę odciążę swój budżet.

Pojawia się lokatorka

Zgłosiła się do mnie młoda kobieta o imieniu Marta. Na pierwszy rzut oka wydawała się sympatyczna – studentka z prowincji, bez rodziny w mieście, szukająca spokojnego miejsca do nauki. Wydawała się cicha, dyskretna i, co najważniejsze, nie miała wygórowanych wymagań. Mimo że kwota, którą ustaliłyśmy za wynajem, była niska, zgodziła się bez wahania. Byłam przekonana, że to dobra decyzja.

Pierwsze tygodnie – wzajemne zrozumienie

Przez pierwsze tygodnie Marta rzeczywiście była idealną lokatorką. Cicha, schludna, nie sprawiała żadnych problemów. A jednak pewnego dnia, kiedy już miałam przekonanie, że wszystko idzie gładko, usłyszałam jej rozmowę telefoniczną. Mówiła o pieniądzach, ale w niepokojąco dużych kwotach, coś o „przesyłce” i „odbiorze”. Zlekceważyłam to – w końcu nie moja sprawa, poza tym, może po prostu źle zrozumiałam?

Tajemnicze wizyty

Wkrótce zaczęły się pojawiać nocne wizyty – Marta nigdy nie mówiła, kto przychodzi, ale niektórzy goście wyglądali podejrzanie. Kiedy zapytałam ją o te odwiedziny, odpowiedziała wymijająco, że to znajomi ze studiów. Miałam mieszane uczucia, ale uznałam, że przecież płaci na czas i nie przeszkadza, więc nie chcę się wtrącać.

Propozycja podwyższenia czynszu

Nagle, któregoś dnia Marta przyszła do mnie z nietypową propozycją. Chciała płacić więcej, niż wynosiła nasza umowa! Byłam zdumiona – czemu ktoś miałby dobrowolnie zwiększać czynsz? Zapewniła mnie, że robi to z dobrej woli i że „chce mi pomóc”. Miałam wrażenie, że między słowami jest coś, czego nie mówi, ale desperacja finansowa kazała mi przyjąć ofertę. Potrzebowałam tych pieniędzy – dla siebie i dla mojej córki.

Rosnąca niepewność

Po kilku tygodniach Marta zaczęła jednak zachowywać się jeszcze dziwniej. Wracała późno, przywoziła różne paczki, a ja czułam, że wplątuję się w coś, co nie jest do końca czyste. Moja córka, która wcześniej uwielbiała rozmawiać z Martą, zaczęła jej unikać. Czułam narastającą niepewność, ale… pieniądze były tak potrzebne. Marta nie tylko zaczęła płacić więcej, ale przynosiła też drobne prezenty dla mojej córki, próbując wkupić się w nasze łaski.

Prawda wychodzi na jaw

Pewnej nocy obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Na progu stał mężczyzna w garniturze, który przedstawił się jako prawnik. Byłam zdezorientowana, ale kiedy wyjaśnił, że Marta pochodzi z bardzo zamożnej rodziny i wbrew pozorom nie była studentką, wszystko stało się jasne. Marta, córka wpływowego biznesmena, postanowiła na chwilę uciec od świata pełnego przywilejów, by zrozumieć, jak żyją zwykli ludzie. Pomagając mi finansowo, próbowała pogodzić swoją wewnętrzną potrzebę zrobienia czegoś dobrego z własną chęcią przeżycia czegoś prawdziwego.

Kiedy to usłyszałam, nie wiedziałam, co o tym myśleć. Z jednej strony czułam wdzięczność, z drugiej – miałam poczucie, że padłam ofiarą eksperymentu. Czy Marta traktowała mnie i moją córkę jako część swojej „życiowej lekcji”?

A jak Wy byście postąpili na moim miejscu? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!