Teściowa myślała, że zawsze będę jej służyć. Kiedy zrozumiała, jak bardzo się myliła, było już za późno na przeprosiny.

Od początku naszego małżeństwa teściowa traktowała mnie jak tanią pomoc domową. Każda moja próba wyznaczenia granic kończyła się awanturą, ale to, co wydarzyło się pewnego wieczoru, przelało czarę goryczy…

Nigdy nie spodziewała się, że w końcu powiem jej w twarz, co myślę. A gdy to zrobiłam, jej reakcja była zupełnie inna, niż mogłam przypuszczać…

Początek „idealnej” rodziny

Kiedy wyszłam za mąż, sądziłam, że wszystko będzie jak z bajki. Mieliśmy małe, ale przytulne mieszkanie, a mój mąż, choć pochodził z bardzo związanej rodziny, obiecał mi pełną niezależność. To była jedna z jego licznych obietnic, które szybko zamieniły się w pustosłowie. Już w pierwszych tygodniach po ślubie zorientowałam się, że jego matka ma bardzo jasno sprecyzowaną wizję tego, jak powinno wyglądać nasze małżeństwo. A raczej — jak ja powinnam wyglądać w nim.

Teściowa w roli dyrygenta

Teściowa była kobietą o silnym charakterze, która uwielbiała mieć wszystko pod kontrolą. Szybko zorientowałam się, że w jej oczach nie byłam partnerką dla jej syna, ale raczej dodatkiem, który powinien spełniać wszystkie oczekiwania.

— „Dlaczego obiad nie jest gotowy na czas?” — zapytała raz, wchodząc do naszego mieszkania bez zapowiedzi.
— „Dlaczego pranie mojego syna jeszcze wisi na suszarce, a nie jest poskładane?”

Każde takie pytanie kończyło się awanturą, w której ja zawsze byłam tą złą. Mąż, choć początkowo stawał po mojej stronie, z czasem zaczął się wycofywać. „Ona jest taka, jak zawsze była. Nie przejmuj się, to nic osobistego” — powtarzał, chowając głowę w piasek.

Granice? Jakie granice?

Najgorsze były wizyty teściowej. Wpadała bez uprzedzenia, przemeblowywała mieszkanie i traktowała mnie jak służącą. Moje „nie” dla niej nie istniało. Pewnego dnia, gdy usiadłam, by odpocząć po pracy, spojrzała na mnie z dezaprobatą:
— „Nie wiem, jak mój syn to znosi. Gdybym ja tak odpoczywała, nigdy bym nic nie osiągnęła”.

Gdy w końcu zasugerowałam, że jej wizyty powinny być mniej częste, zrobiła scenę. Była przekonana, że próba postawienia granic to moja niewdzięczność.

— „Wychowałam syna na wspaniałego mężczyznę, a ty nie potrafisz tego docenić. Zawsze myślałam, że będziesz dla niego wsparciem, a nie ciężarem!”

Gdy miarka się przebrała

Czarę goryczy przelał jeden wieczór, gdy wróciłam do domu, a teściowa… siedziała na kanapie, popijając herbatę. Męża nie było, bo wyszedł po coś do sklepu, a ona najwyraźniej postanowiła sobie zorganizować czas w naszym mieszkaniu. Na stole czekał na mnie stos naczyń do umycia, a ona wskazała na nie:
— „Jak wrócisz z kuchni, przynieś mi jeszcze cukier”.

Zamurowało mnie. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
— „Proszę wyjść”.

Była w szoku.
— „Co powiedziałaś?”
— „Proszę wyjść. To moje mieszkanie. Nie jestem twoją służącą”.

Awantura, którą wtedy rozpętała, przeszła wszelkie granice. Krzyczała, że jestem niewdzięczna, że zabiorę jej syna, że nigdy nie zasługiwałam na jego miłość. A ja po raz pierwszy nie ustąpiłam.

Zaskakująca prawda

Kilka dni później mąż poinformował mnie, że jego matka ma pretensje o wszystko i… nie chce mnie widzieć. Zamiast czuć ulgę, czułam ogromny ciężar. Dopiero później dowiedziałam się, że teściowa miała swoje problemy. Od lat zmagała się z samotnością i lękiem, że straci kontakt z synem. Nie wiedziała, jak inaczej się wpasować w nasze życie, więc próbowała kontrolować wszystko. Nie było już miejsca na przeprosiny. Nasze relacje zostały zerwane na długie lata.

Jak Ty byś postąpił/a na moim miejscu? Czy wytrzymałbyś dłużej, czy postawił granice wcześniej? Koniecznie podziel się swoim zdaniem w komentarzach!