Namówiłam kolegę, by zatrudnił mojego zięcia. Teraz młody narzeka, że szef to oszust, ale ja słyszałam nieco inną wersję

Namówiłam starego znajomego, by dał pracę mojemu zięciowi. Młody obiecywał, że w końcu będzie w stanie utrzymać rodzinę i przestać prosić nas o pomoc finansową. Po miesiącu zaczął jednak narzekać, że jego szef to wyzyskiwacz, który ciągle tylko wymaga, a wypłatę odkłada z tygodnia na tydzień…

Jednak pewnego dnia znajomy zaprosił mnie na kawę, a to, co mi powiedział o pracy mojego zięcia, wprawiło mnie w osłupienie… Ostatecznie prawda okazała się zupełnie inna, niż myślałam. Jak się zachował mój zięć? Czy był naprawdę wykorzystywany, czy też ukrywał coś przede mną?…

Jak doszło do zatrudnienia zięcia?

Zięć nie miał szczęścia do pracy. Gdzie by się nie zatrudnił, tam zawsze było coś nie tak: to pensja za mała, to szef za wymagający, to zespół trudny do dogadania. Pewnego dnia, podczas spotkania ze starym znajomym, Markiem, który prowadził dobrze prosperującą firmę budowlaną, opowiedziałam o sytuacji zięcia. Marek, znany ze swojego zamiłowania do pomagania innym, natychmiast zaproponował, że da mu pracę. Przekazałam to zięciowi, który wydawał się być wdzięczny, a ja cieszyłam się, że w końcu udało się coś dla niego załatwić.

Pierwsze problemy

Pierwsze tygodnie wyglądały obiecująco – młody chwalił się, jak bardzo się stara i ile godzin pracuje. Jednak po kilku tygodniach zaczęły się narzekania. Zięć dzwonił niemal codziennie, wyżalając się, że Marek to oszust, który wymaga od niego niemożliwego, a w dodatku „zapomniał” wypłacić mu wynagrodzenie na czas. Byłam zaszokowana, bo Marek zawsze był człowiekiem uczciwym i uczynności nigdy mu nie brakowało. Starałam się uspokajać zięcia, tłumacząc, że może to jakieś jednorazowe opóźnienie, ale zięć był coraz bardziej zdesperowany.

Rozmowa z Markiem

Czując, że sytuacja wymyka się spod kontroli, umówiłam się z Markiem na kawę. Bez ogródek opowiedziałam mu o narzekaniach zięcia, licząc, że może wyjaśni mi, co się dzieje. Marek patrzył na mnie ze zdziwieniem, a potem uśmiechnął się i powiedział: „Twój zięć? Przecież on ledwo przychodzi do pracy. Kiedy go pytam, czemu go nie było, tłumaczy się chorobą albo pilnymi sprawami rodzinnymi. A jak już przychodzi, to robi wszystko na odczepnego.”

Byłam w szoku, ale Marek kontynuował: „Miałem nadzieję, że to się zmieni, bo znam cię od lat, a ty za niego ręczyłaś. Myślałem, że weźmie się w garść.” Po tej rozmowie w mojej głowie kłębiło się wiele pytań, jednak wiedziałam jedno – muszę porozmawiać z zięciem.

Zięć kontra prawda

Wróciłam do domu z zamiarem wyjaśnienia tej sytuacji raz na zawsze. Kiedy zięć wszedł do mieszkania, zaczęłam rozmowę wprost. Opowiedziałam mu o tym, co powiedział Marek, pytając, dlaczego narzeka na szefa, skoro sam najwyraźniej nie wypełnia swoich obowiązków. Ku mojemu zdziwieniu, wcale się nie zmieszał. Jego odpowiedź brzmiała: „Praca tam to udręka, a jak Marek myśli, że będę się za grosze nadwyrężał, to się grubo myli. Takich jak on, co tylko wyciskają ludzi jak cytrynę, jest pełno.”

Jego słowa były dla mnie ciosem. Czy naprawdę uważał, że wystarczyło zatrudnić się z mojej rekomendacji i pieniądze zaczną płynąć same? Gdy zapytałam, czy zamierza się poprawić, odparł, że „za takie pieniądze nie warto”. Poczułam, jakby ktoś zadał mi bolesny cios – tyle wysiłku, by mu pomóc, a on zlekceważył nie tylko Markowe zasady, ale i moją życzliwość.

Jak zakończyła się ta historia?

Na koniec Marek podjął decyzję o zakończeniu współpracy z moim zięciem, a ja musiałam pogodzić się z myślą, że być może to ja popełniłam błąd, ręcząc za kogoś, kto nie był gotów włożyć pracy w swoje obowiązki. To trudne, kiedy chcemy pomóc rodzinie, ale widzimy, że nasza pomoc jest niedoceniona lub wręcz wykorzystana.

Jak myślicie, co powinnam zrobić? Czy mieliście kiedyś sytuację, gdy ktoś nie docenił Waszego wsparcia? Podzielcie się swoją opinią w komentarzach na Facebooku!