Sąsiadka stołowała się u mnie i naciągała mnie na zakupy. Musiałam coś wymyślić, bo puściłaby mnie z torbami

Gdy przeprowadziła się do bloku, nie spodziewałam się, że szybko zaczniemy dzielić obiady. Starsza pani z sąsiedztwa, początkowo wstydliwa i miła, z czasem coraz częściej zaczęła pojawiać się u mnie z talerzem w ręku. Zanim się zorientowałam, robiłam już dla niej zakupy, a ona… liczyła na więcej…

Starałam się być uprzejma, ale gdy zdałam sobie sprawę, ile pieniędzy i czasu poświęcam na naszą „przyjaźń”, musiałam podjąć radykalne kroki. Moje starania jednak miały nieoczekiwane konsekwencje…

Przypadkowe spotkanie przy obiedzie

Pani Wiesława pojawiła się na naszym piętrze jako nowa lokatorka, a ja jako sąsiadka z dobrym sercem szybko się z nią zaprzyjaźniłam. Starsza kobieta, samotna i nieco zagubiona, potrzebowała wsparcia. Początkowo było to proste – przynosiłam jej zakupy, pomagałam odnaleźć się w nowym otoczeniu, a nawet zapraszałam na obiady, gdy zauważyłam, że bywa u niej pusto na talerzu. Jednak z czasem poczułam, że coś jest nie tak.

Codziennie na obiedzie

Z dnia na dzień pani Wiesława zaczęła przychodzić do mnie z pytaniami, co dziś gotuję, i czy aby przypadkiem nie mam czegoś na zbyciu. Nie powiem, że mi to przeszkadzało – do czasu, gdy odkryłam, że sama zaczynam ledwo wiązać koniec z końcem. Moje rachunki za zakupy nagle podskoczyły, a ja nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to przez dodatkowe porcje dla sąsiadki. Pewnego dnia, gdy znów przyniosłam z marketu pełne siaty, pani Wiesława bez ogródek poprosiła o mleko, jajka i coś słodkiego do herbaty. Przestałam już nawet liczyć, ile razy „pożyczała” ode mnie te drobne rzeczy.

Subtelne sugestie

Zaczęłam dawać jej delikatne znaki, że moje zasoby nie są nieskończone. Zasugerowałam nawet wspólne zakupy i podział kosztów, jednak pani Wiesława tylko machała ręką i mówiła, że ona „tak dużo nie je”. Z czasem te odwiedziny zaczęły mnie irytować. Moja lodówka świeciła pustkami, a ona wydawała się zadowolona z tego „współżycia”. Kiedy pewnego dnia po raz kolejny zapytała, co dziś gotuję, postanowiłam działać.

Mój plan

Ustaliłam, że muszę coś zmienić. Postanowiłam za każdym razem, gdy pani Wiesława złoży „zamówienie”, wspominać o składkach na wspólne zakupy. Pierwszego dnia, gdy znów przyszła z pytaniem o obiad, odpowiedziałam, że właśnie planuję zamówić jedzenie z restauracji i liczę na jej udział w kosztach. Odpowiedziała, że nie może sobie pozwolić na takie wydatki, więc zostawiłam temat na chwilę, czekając, aż sytuacja się zaostrzy.

Ostatnie kroki

Pani Wiesława szybko odkryła, że nasze obiady nie będą już darmowe. Zaczęła narzekać na moje „niekoleżeńskie” podejście, a ja musiałam wysłuchiwać komentarzy o swojej rzekomej „chciwości”. W końcu przyszedł moment, gdy spytała, czy mogę jej przynieść kilka rzeczy ze sklepu. Z uśmiechem podałam jej listę z cenami i zaproponowałam, że możemy zorganizować budżet na nasze posiłki. Jej reakcja była natychmiastowa.

Szokująca odpowiedź

Sąsiadka była wyraźnie oburzona. Stwierdziła, że nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że będę „wystawiać rachunki” za pomoc. Ostatecznie wyszła obrażona i zaczęła mówić o mojej „chłodnej naturze” wszystkim wokół. Jednak po kilku dniach ciszy, wróciła z symboliczną paczką herbatników i mlekiem, a ja poczułam, że sytuacja w końcu zmierza w dobrym kierunku.

Czy Wy też macie takich sąsiadów? Jak byście postąpili na moim miejscu? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!