Teściowa zawsze powtarzała, że w rodzinie najważniejsze są zasady. Szkoda, że te zasady nie obowiązywały jej, kiedy przychodziła do nas niezapowiedziana

Teściowa od zawsze trąbiła o zasadach – porządek, punktualność, szacunek dla prywatności. Z czasem jednak to, co głosiła, przestało dotyczyć jej samej. Zaczęła przychodzić niezapowiedziana, ignorując prośby o szacunek dla naszej przestrzeni. A to był dopiero początek…

 

Zasady to podstawa, ale nie dla niej…

Teściowa od zawsze była apodyktyczna. Zasady w jej świecie były nienaruszalne: wszystko musiało być na czas, zrobione według jej ścisłych wytycznych. „Rodzina opiera się na regułach” – powtarzała z dumą, wyliczając przy każdej możliwej okazji, jak to ona trzyma nas wszystkich w ryzach. Na początku, choć trochę irytująca, jej troska o zasady wydawała się nawet rozsądna. Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać.

Zaczęło się od drobnych naruszeń. Najpierw zjawiała się niezapowiedziana, w najgorszych momentach. Kiedy mąż i ja w końcu mieliśmy chwilę dla siebie po długim dniu, dzwonek do drzwi bezlitośnie rozrywał ciszę, a za nimi stała ona – z naręczem zakupów albo, co gorsza, kolejnymi radami na temat „prowadzenia domu”. Miała klucze, bo kiedyś sama uparła się, że powinna je mieć – na wypadek „niespodziewanych sytuacji”. Cóż, problem w tym, że teraz to te jej wizyty były najczęściej tym niespodziewanym wydarzeniem.

Kłótnie i niewypowiedziane zarzuty

Mąż nie widział problemu. „To przecież tylko mama, ona chce pomóc” – powtarzał znużonym głosem, kiedy próbowałam mu wyjaśnić, jak bardzo mnie to denerwuje. „Przecież wiesz, że kocha zasady” – śmiał się. Problem polegał na tym, że te zasady obowiązywały tylko nas – mnie, jego, a nawet nasze dzieci. Teściowa mogła je łamać, kiedy chciała. A to doprowadzało mnie do granic wytrzymałości.

Było gorzej z każdym dniem. Na każdy mój protest, mąż reagował milczeniem lub bezsensownymi argumentami. „Przestań być taką drażliwą”, mówił, jakby to ja byłam tą problematyczną. Ale to nie ja zjawiałam się o 7 rano, kiedy jeszcze nie zdążyłam nawet ubrać szlafroka, a ona już była w kuchni, reorganizując moje szafki!

Kiedy wszystko wymknęło się spod kontroli…

Wszystko zmieniło się pewnego wieczoru. Teściowa, jak zwykle, weszła do naszego mieszkania bez zapowiedzi. Było późno, a my mieliśmy gości. Akurat świętowaliśmy rocznicę naszego ślubu, chcąc spędzić spokojny wieczór z przyjaciółmi. Kiedy weszła, atmosfera w pokoju natychmiast się zmieniła. Rozsiadła się przy stole, nie zważając na nikogo, i zaczęła swoje typowe monologi.

Przy stole zapadła cisza. Moje próby delikatnego zasugerowania, że to nie był najlepszy moment, nie zadziałały. „Nie szkodzi, że macie gości, to rodzina jest najważniejsza, prawda?” – mówiła z uśmiechem. W tym momencie poczułam, że to koniec. Z każdą chwilą było coraz gorzej. Komentarze teściowej stawały się coraz bardziej nie na miejscu – oceniała moje gotowanie, sposób wychowania dzieci, a nawet zaczęła kwestionować mój wybór gości. To była kropla, która przelała czarę.

Prawda wyszła na jaw…

Kiedy wszyscy już wyszli, a mąż starał się mnie uspokoić, powiedziałam dość. Doszło do ostrej kłótni. W końcu wyrzuciłam z siebie wszystko, co leżało mi na sercu od miesięcy. Mąż, choć początkowo bronił matki, nagle zamilkł. I wtedy, po raz pierwszy, usłyszałam prawdę. Okazało się, że jego matka od miesięcy nie miała gdzie mieszkać, bo straciła swoje mieszkanie, a on jej na to pozwalał, bo czuł się winny. Dlatego ciągle przychodziła do nas – traktowała nasz dom jak swój.

Ta wiadomość wbiła mnie w ziemię. W jednej chwili zrozumiałam, dlaczego mąż zawsze ją bronił. Ale nie mogłam uwierzyć, że ukrywał to przede mną tak długo. „Dlaczego mi nie powiedziałeś?” – zapytałam, czując, że grunt osuwa mi się spod nóg. „Bałem się, jak zareagujesz” – odpowiedział cicho.

A Ty, jak byś postąpił w takiej sytuacji? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!